Strona w trakcie Redesignu.

Autor: 12:00 am DZIAŁ PUBLICYSTYKA, Recenzje

Jorn Lande – Life on Death Road (2017), Recenzja Katarzyny Jastrzębskiej

Jorn Lande jest wokalistą mało, żeby nie powiedzieć wcale, znanym w naszym ojczystym kraju. Dlatego też warto przedstawić tego rosłego chłopa, którego powszechnie nazywa się Wikingiem i są ku temu powody. W razie spotkania Jorna o zmroku na mało uczęszczanej trasie, można spokojnie dostać co najmniej rozwolnienia, przygotowując się przy tym na rychłą utratę uzębienia i zmasakrowanie wątroby. Wokalista jest niemałej wysokości i podobnej szerokości, posiada przy tym długie włosy, brodę i raczej mało sympatyczny wyraz twarzy, a jego głos mógłby spokojnie kruszyć kamienie. No cóż, po tak ,,łaskawej” prezentacji Jorna raczej nie można spodziewać się po nim niczego dobrego. Pamiętajmy jednak o tym, że książki nie ocenia się po okładce – i w przypadku norweskiego Wikinga jest w tym powiedzeniu 100 % prawdy. Tobias Sammet, wybitny muzyk i kompozytor, który bardzo często zaprasza Jorna do uczestnictwa w swoich kompozycjach, powiedział o nim:

,,Nigdy nie spotkałem faceta tak przerażającego i jednocześnie przemiłego. Moc jego wokalu jest taka, że jestem dumny z współpracy z nim, a jednocześnie cholernie mu zazdroszczę. 100 lat wielki, stary Pierdzie!”

No dobrze, wiemy już mniej więcej jak owy Pan wygląda, przejdźmy zatem do jego dokonań muzycznych. Jorn Lande był już członkiem tylu zespołów i uczestnikiem takiej ilości projektów muzycznych, że pewnie już sam się w tym wszystkim pogubił. W każdym razie, po udzieleniu swojego wokalu niezliczonej ilości zespołom i projektom, w 2000 roku 32 letni Jorn postanowił w końcu założyć coś własnego, by móc tworzyć muzykę w pełni samodzielnie, realizując ją pod nazwą Jorn. Wokalista rozmiłowany jest w hard rocku i heavy metalu lat 80., dlatego też owe nurty przewodzą jego solowej karierze. W piątek, dokładnie 02.06 tego roku wydał kolejny krążek Life on Death Road. Co słychać na albumie? Klasykę, klasykę i nieco progresji.

Life on Death Road jest 9 albumem w solowej karierze Wikinga i muszę przyznać, że najlepszym do tej pory. Na krążku słychać dojrzałość Jorna nie tylko pod względem wokalnym, ale również kompozycyjnym. Dotychczas jego aranżacje niewiele się od siebie różniły, a po przesłuchaniu całej płyty odczuwało się nudę i lekkie otępienie. W przypadku tej realizacji jest inaczej, utwory są różnorodne, a krążek po przesłuchaniu ma się ochotę odpalić raz jeszcze. Tytułowy utwór Life on Death Road, który otwiera krążek, prezentuje sobą ostre riffy, płynne ślizganie się po gryfie, jest przy tym melodyjny, dość szybki i pełen energii. Kompozycja ta zapowiada całą płytę, która utrzymana jest w podobnym tonie. Oczywiście, na albumie musiało znaleźć się też kilka ballad, dokładnie 3 na 12 utworów, z czego najpiękniejszą i najbardziej czułą jest z pewnością The Optymist. W utworze Jorn zastosował bębny, gitarę akustyczną i skrzypce, które oczywiście nie są prawdziwymi smyczkami, a dźwiękami wydobytymi z keyboardu. Pozostałe ballady to Dreamwalker i I Walked Away, z czego ta druga jest jedynie utrzymana w tonie ballady, szczególnie pod względem perkusji, co czyni utwór ciekawym balladowo-bluesowo-hard rockowym rozwiązaniem. Utworem, który zwrócił moją uwagę jest siódmy na liście Insoluble Maze (Dreams in the Blindness). Kompozycję wyróżnia black sabbathowy wstęp, to znaczy nisko nastrojone, mroczne i powolne, a jednocześnie energiczne gitary. W utworze słychać też ciekawe zmiany tempa, a piosenka ma kompozycję wzorowaną na klamrze, choć jej koniec nie jest tak niski jak początek. Tytuły najbardziej melodyjnych kompozycji otrzymują ode mnie dwa utwory – The Slippery Slope (Hangman’s Rope) oraz Man of the 80’s. Na pierwszym słychać w tle elementy smyczkowe, drugi zaś jest typowym, klasycznym utworem heavy metalowym, z elementami glam metalu.

Cały album oceniam jako genialny! Jorn po raz kolejny udowodnił, że jego wokal nie ma sobie równych i potwierdził tezę, że życie zaczyna się po 40-tce – w końcu najlepszą z płyt wydał mając 49 wiosen. Krążek prezentuje ostre, mocne brzmienia, w których bardzo wyraźnie zaakcentowana jest gra perkusji. Szczególnie w utworze Devil You Can Drive można usłyszeć ciekawe młynki. Album obfituje też w popisowe i wirtuozerskie solówki gitarowe, zauważalnie inspirowane przebojową grą Yngwiego Malmsteena. Krążek powinien znaleźć się w kolekcji każdego fana silnych, przepełnionych melodią brzmień, których moc podkreśla zachrypnięty, głęboki i energiczny wokal Jorna. Wiking zaatakował!

Skład (pomijając występy gościnne):

Jorn Lande – wokal

Alex Beyrodt – gitara

Mat Sinner – bas

Alessandro Del Vecchio – keyboard

Francesco Iovino – perkusja

Lista utworów:

01 Life On Death Road

02 Hammered To The Cross (The Business)

03 Love Is The Remedy

04 Dreamwalker

05 Fire To The Sun

06 Insoluble Maze (Dreams In The Blindness)

07 I Walked Away

08 The Slippery Slope (Hangman’s Rope)

09 Devil You Can Drive

10 The Optimist

11 Man Of The 80’s

12 Blackbirds

(Visited 16 times, 1 visits today)
Last modified: 7 czerwca, 2017
Close
%d bloggers like this: