Strona w trakcie Redesignu.

Autor: 12:00 am DZIAŁ PUBLICYSTYKA, Recenzje

Sarcast – Syn słońca (2015), recenzja Michała Seremak

Mimo że album nie został, wydany przez jedną z czołowych wytwórni nie oznacza, że jest zły. Czy są w naszym kraju jeszcze muzycy, którzy potrafić tworzyć własną muzykę i przelewać na papier swoje doświadczenia? Jeden z najbardziej pomysłowych albumów – i to nie tylko pod względem muzyki i tekstów, ale także wydania, które przyciąga uwagę. Ich muzyka to połączenie elektroniki i hip-hopu. Ich album to swoista droga przez życie.

Sarcast to projekt, który zrodził się na Kaszubach. Fundamentem grupy jest duet tworzony przez: Łukasza Sowińskiego (teksty/wokal) oraz Michała Lange (produkcja muzyczna/wokal). Styl muzyczny Sarcast definiuje połączenie brzmień elektronicznych z hiphopowym groovem i tekstami, które uniwersalne wartości zamykają w przystępnej, łatwo przyswajalnej formie.

Syn Słońca to 18 utworów – tak, aż 18! – i pudełeczko, które zawiera osiemnaście kart do każdej z piosenek, ukazuje nam możliwość własnego spersonalizowania okładki symbolem utworu, który obecnie słuchamy. Słuchając całej płyty mamy wrażenie, że jest to jeden utwór. Nie warto więc przerywać odsłuchu albumu. Wysłuchaj album w całości – wtedy poznasz jego cały sens. Album to swoista wędrówka przez życie. Dobre elektroniczne utwory z wyrazistymi wokalami Michała i rapem Łukasza. Całość jest tak dobrze skomponowana, że nie pozwala się nam zanudzić.

Album to swoista droga przez nasze życie, różnie można ją interpretować. Płytę rozpoczynamy od Cudu – jakim jest nasze przyjście na świat. Poprzez Trudno – często trudną drogę, jaką musimy przejść, aż po Zima – śmierć. To właśnie znajduję się na Synu Słońca. Na płycie możemy znaleźć dobre klubowe utwory takie jak Żyć czy Czujesz. Trochę typowego dla wywodzącego się z Londynu girme, czyli „połamany” rytm połączony z popowymi melodiami w utworze Zawsze. Wypij, które zawiera dobre wokale oraz bit, który nie jest w tym utworze, aż tak ważny – utwór można zaliczyć do typowego g-funk’u. Oprócz tego znajdziemy także spokojniejsze utwory jak np. Mówię, czy Sto.

Pełna oryginalność i świeżość, jaka znajduje, się na tym albumie sprawia, że nie jest to typowy „rap-album”. Możemy tylko pozazdrościć świetnej produkcji i w pełni przemyślanej koncepcji tekstów. Pomimo tego, że album jest długi – 18 utworów – nie zanudzi nas podczas słuchani. Zdecydowanie jeden z najlepszych albumów nie tylko pod względem produkcji, ale warto pozazdrościć Łukaszowi i Michałowi – to właśnie wokale są głównym atutem albumu! Wokal Michała i rap Łukasza świetnie do siebie pasuje, a co za tym idzie, dobrze brzmi na płycie. Album należy przesłuchać, aby zrozumieć jego całość.

„Co jeśli jesteś jedyną i najlepszą wersją siebie?”
„Jak byłoby tu pięknie, gdyby nie to, że planeta zaraz jebnie w pół”

(Visited 12 times, 1 visits today)
Tagi: , Last modified: 16 sierpnia, 2015
Close
%d bloggers like this: