Najpopularniejszy zespół z Japonii, One Ok Rock, przyzwyczaił nas do regularnie pojawiających się albumów. W tym roku zaserwowali nam Eye Of The Storm, krążek wyjątkowo przewidywalny i do bólu poprawny.
Chciałabym zacząć od oprawy graficznej płyty. Już przy okazji koszulek promujących ich ubiegłoroczny album Ambitions, pojawił się motyw beznadziejnego graffiti, teraz stał się okładką album. Mam tylko nadzieję, że bezpłciowe, tandetne i oczywiste bazgroły są tylko przechodnim trendem i nie wrócą już na elementy promocyjne zespołu…
Niestety wszystkie utwory są bardzo poprawne. Niestety bo są przez to bardzo przewidywalne, mam wrażenie, że od albumu Ambitons, chłopaki są tak zapatrzeni w podbój świata, że teraz tylko skopiowali poprzednią płytę, lekko ją zmieniając. Nie wyszli ze swojej strefy komfortu, nie podjęli ryzyka, nie pobawili się własną muzyką. Zmartwiło mnie to, szczególnie patrząc na wcześniejsze OOR, przy albumie 35xxxv z 2015 roku, nie było mowiy o nudzie. Eye Of The Storm znudziło mnie zanim doszło do połowy.
Jeśli uważam, że całość albumu nie powala to jest tu kilka utworów,do których mam ciepłe uczucia. Stand Out Fit In, jest bardzo schematyczne, ale przywołuje, stare dobre One Ok Rock, jednak moim ulubionym utworem jest Can`t wait, mały romans z elektroniką. Nie jest to nowe zjawisko, nawet na tym krążku, jednak tu całość nabrała siły, mam wrażenie, że utwory znajdujące się prawie na samym dole listy, są właśnie dziećmi tego miksu. Miłym zaskoczeniem jest piosenka zamykająca stawkę, możemy tam usłyszeć aspirację do cięższych brzmień a już się bałam, że Taka (wokalista) je porzucił…
Pierwsze wrażenie było fatalne, jednak z każdym kolejnym przesłuchaniem dostrzegałam coś nowego. Jednakże przysłowiowego szału nie ma i nic nie urywa. Oczekiwałam szaleństwa, którego nie dostałam, choć wiem, że zespół na nie stać. Eye of The Storm jest dobrym albumem, ale szybko gubi się przy innych wydaniach. Liczę, że następny krążek zniszczy mnie i o tym jeszcze szybciej zapomnę.