Tobiasz Biliński to pierwszy polski muzyk, który może pochwalić się tym, że współpracuje z amerykańską wytwórnią Sub Pop (m.in. Nirvana, Soundgarden, Fleet Foxes, The Afghan Whigs). Jest to efekt jego ogromnej pracy i talentu. Fascynacja Jonathana Ponemana (współzałożyciela wytwórni) twórczością Tobiasza Bilińskiego rozpoczęła się od jego występu jako Coldair na South by Southwest parę lat temu. Od tego momentu panowie pozostawali w stałym kontakcie, aż w końcu doszło do powstania krążka Tobiasza pod nową nazwą Perfect Son.
Na płycie znajduje się 10 utworów, które zostały wyprodukowane przez samego artystę we współpracy z Marcinem Buźniakiem w studiu Axis Audio w Warszawie. Materiał został poddany dodatkowej produkcji przez Jeffa Zeiglera w Uniform Recordings w Filadelfii. Za mix i mastering krążka odpowiedzialny jest Marcin Buźniak.
Perfect Son to artysta, który ma niesamowity zmysł artystyczny. Jego debiutanckiej płyty Cast, słucha się z wypiekami na twarzy. Wokalista czerpie mnóstwo inspiracji z innych artystów ale nigdy ich nie kopiuje, tylko czuć tu ich obecność.
Każda piosenka zawarta na debiutanckim krążku krąży wokół elektroniki ale do każdej dodane są jakieś zaskakujące „gratisy”.
Pierwsze dźwięki, promujące album Cast to utwór It’s For Life, który już zwiastuje nadejście czegoś dobrego. Elektro – popowe strzały uderzają od pierwszych nut. Słychać tutaj fenomenalny głos Bilińskiego, który w połączeniu z elektryczną ścianą dźwięku brzmi majestatycznie.
Płyta Cast to jakby zdjęcie rentgenowskie duszy człowieka, na którym widać jego słabości, jego lęki ale również pragnienia i pożądania.
Drugim zwiastunem krążka był utwór Lust – piosenka w stylu Nine Inch Nails ale z dużo lepszym wokalistą. Słuchać tu, że artysta to perfekcjonista, który ma pomysł na dany numer od pierwszej do ostatniej nuty.
Ostatnio ukazał się klip do kompozycji Promises. Wideo to idealnie oddaje nastrój zawarty w tym utworze. Jest psychodeliczne, trochę pachnie turpizmem ale to artystyczny majstersztyk, który ogląda się z zapartym tchem.
Jak już wspomniałem album wypełniają elektro – popowe piosenki, w których głos Tobiasza wplata się w elektryczną ścianę dźwięków. Ale mamy też spokojniejsze momenty, jak choćby Old Desires czy zmysłowe, w klimacie Depeche Mode – High Hopes.
Moim faworytem jest najkrótszy na płycie, bo trwający zaledwie 2:44 min utwór Reel Me. Szkoda, że artysta nie rozwinął go bardziej ale domyślam się, że to celowy zabieg, by pozwolić się człowiekowi całkowicie wciągnąć do tego świata.
Cast to płyta, która momentami jest mocna, agresywna a czasem delikatna, zmysłowa. Każda piosenka obnaża słabości człowieka, powoduje, że stoimy nago przed lustrem i zastanawiamy się nad swoim życiem. Tobiasz w wysublimowany sposób karmi słuchacza dźwiękami ale nie pozwala się mu objadać. Artysta zaprasza do swojego mrocznego świata, a tylko od ciebie zależy czy zechcesz przekroczyć próg jego muzycznego domu. Ja ze swojej strony mogę cię tylko do tego zachęcić. Bardzo mocna pozycja na rynku muzycznym, którą każdy fan Nine Inch Nails, Depeche Mode czy Puscifera powinien mieć w swojej kolekcji.