Taco Hemingway – choć nie jest moim ulubionym twórcą na rapowej scenie, to jednak bez wątpienia podzielam opinię większości słuchaczy o tym, że pojawiając się w polskim świecie muzycznym, stał się swego rodzaju fenomenem. Od początku swojej polskojęzycznej przygody z rapem zaskakiwał świeżością materiału, nietuzinkowymi metaforami w tekstach i flow, którego nie można było porównać do sposobu nawijania żadnego gracza w polskim rapie.
Tajemnica sukcesu Filipa Szcześniaka kryje się moim zdaniem w trafności opisywanych w oryginalny sposób obserwacji polskiego społeczeństwa, a w szczególności młodego pokolenia. Taco w swojej twórczości zawarł esencję tego, co nas łączy, dzieli, drażni i sprawia radość. Artysta wychodzi poza stereotyp polskiego rapera, a jego muzyka cieszy się popularnością również wśród słuchaczy innych gatunków, którzy na co dzień nie trawią rapu, szczególnie w polskim wydaniu, o czym świadczy pozytywny odbiór twórcy na tegorocznym Openerze.
30 lipca tego roku ukazał się kolejny album rapera. Podobnie jak w przypadku poprzednich krążków cały materiał od razu ukazał się w sieci. Wsłuchując się w kolejne tracki, coraz intensywniej zastanawiałam się, gdzie podział się dawny Taco. Szprycer to zdecydowanie nowa odsłona artysty. W utworach nie znajdziemy już tak wielu spostrzeżeń socjologicznych autora, które w mojej opinii były jego wielką siłą ani mistrzowskiego story tellingu znanego nam z Trójkąta Warszawskiego. Usłyszymy natomiast charakterystyczny efekt autotune’a i w porównaniu do poprzednich płyt, kilka mniej skomplikowanych zabiegów językowych.
Jedynym kawałkiem z krążka, który doczekał się teledysku, jest Nostalgia. Ten utwór, jak cały album, podzielił fanów Taco na zwolenników i przeciwników „nowego stylu” rapera. Nie należę jednak do żadnej z tych grup, ponieważ utwór wywołuje we mnie mieszane uczucia. Owszem, wpada w ucho, ale myślę, że spod pióra Filipa wyszło wiele lepszych tekstów.
Mam jednak na krążku swoich faworytów. Jeden z nich to 35, ten krótki w porównaniu do reszty kawałek ma według mnie naprawdę niepowtarzalny klimat, który jest w dużej części zasługą Rumaka – autora niesamowicie nastrojowego bitu, podbijającego sentymentalny wydźwięk utworu. Kolejny z moich ulubieńców to kawałek Saldo 07. Znajduję w nim „starego, dobrego Taco”, którego brakowało mi w pozostałych utworach. Mamy tam trafne metafory, niechybione wnioski i pomysłowy tekst. Nie przeszkadza mi nawet dominujący w refrenie autotune. Na płycie znajdziemy również kawałki w bardziej imprezowym klimacie, które (mimo, że bardzo chwytliwe) pozwalają twierdzić, że Filip Szcześniak zawęził pole widzenia i skupił obserwacje na warszawskich imprezowiczach.
Ostatecznie nie oceniam Szprycera jednoznacznie negatywnie, choć nie jest to mój ulubiony krążek Hemingway’a. Wielu słuchaczy po wydaniu tego albumu postawiło krzyżyk na stołecznym raperze. EP-ka była tak dalekim odejściem od wcześniejszego stylu Filipa, że pojawiła się nawet teoria o tym, że nowa kreacja twórcy, to po prostu kpina z newschool’owego hype’u i bezrefleksyjnego naśladowania zagranicznych twórców, z którym mamy do czynienia w polskim rapie od jakiegoś czasu. Trudno jednak jakkolwiek odnieść się do tej hipotezy, ponieważ Taco, tak jak to ma w zwyczaju, milczy. Autor nie jest bowiem aktywny w sieci i nie udziela wielu wywiadów. Pozostaje nam zatem czekać na jego nową twórczość, która prawdopodobnie tradycyjnie pojawi się bez większych zapowiedzi i zamiesza w polskim rapie.
Wbrew negatywnym ocenom Szprycer odniósł niemały sukces. Świadczą o tym odsłony w serwisie YouTube liczone w milionach oraz to, że bilety na koncerty Taco Hemingway’a wyprzedają się w moment do ostatniej sztuki. Mimo mieszanych odczuć względem ostatniego albumu, z niecierpliwością czekam na nową muzykę artysty i mam nadzieję, że jeszcze nie raz pozytywnie zaskoczy słuchaczy swoją oryginalną twórczością.