Strona w trakcie Redesignu.

Autor: 12:00 am DZIAŁ PUBLICYSTYKA, Relacje

Miłość, woda, freestyle i odwaga. Koncert Clock Machine w Lublinie. Relacja Pauliny Podżus

Nadszedł długo wyczekiwany dzień. Sobota 9 listopada mijała na niespokojnym odliczaniu godzin do 20:30. Po dotarciu do Studia im. Budki Suflera w Radiu Lublin i ulokowaniu się w 3­ czy 4 rzędzie naprzeciwko sceny, ostatnie minuty spędziłam na ciągłym wpatrywaniu się w kulisy i oczekiwaniu na pojawienie się chłopaków na scenie. Aż w końcu nadeszła ta chwila… Rozpoczęła się muzyczna (i nie tylko) podróż w moje własne wnętrze.

W całym studiu rozbrzmiały głośne brawa i wiwaty, kiedy członkowie Clock Machine zajmowali swoje miejsca przy instrumentach i mikrofonach. Magiczny wieczór otworzyła piosenka Noc z najnowszej płyty pt. Prognozy. Światła, wyświetlani na ekranie członkowie zespołu czy ludzie z tłumu, teledyski oraz stroje wykonawców – wszystko tworzyło monochromatyczny, skondensowany obraz muzyczny. Od lewej: ubrany na czarno-biało Kuba Wojtas na gitarze, cały w bieli wokalista Igor Walaszek, drugi wokalista i basista Konrad Nikiel w czerni oraz ponownie w czarno-białym stroju Piotr Wykurz na perkusji zbudowali zachwycającą kompozycję zamkniętą. Jednak moja synestezja przez cały wieczór dbała o to, żebym dzięki wyjątkowej twórczości Clock Machine widziała więcej kolorów niż każdego innego dnia. Ich niezwykle przestrzenna muzyka, w której można odnaleźć niebywałe kształty i barwy o wszelkiego rodzaju teksturach, tworzyła w mojej głowie niepowtarzalne wizualizacje, a usłyszana na żywo jeszcze bardziej spotęgowała i wyostrzyła wszystkie zmysłowe wrażenia.

Kiedy kilka lat temu po raz pierwszy zetknęłam się z twórczością krakowskiej grupy, nie mogłam uwierzyć, że tak genialną, światowej rangi, muzykę gra polski zespół. Po pierwszych taktach Nocy wykonanej przez chłopaków przez moje ciało przeszedł jakby prąd. Byłam w szoku, że oni mogą brzmieć na żywo jeszcze lepiej niż na studyjnych nagraniach!

Oprócz najświeższych utworów, rozbrzmiały także starsze kawałki. Pierwszym z nich była inspirowana albumem AM (2013) brytyjskiej grupy Arctic Monkeys piosenka pt. Routine z płyty Love (2016). W trakcie Spadać i latać (Love, 2016) – utworu, z którego dawniej Igo czuł satysfakcję, a dziś jest dumny – wszyscy zniżeni do parteru wystrzeliliśmy w górę zdzierając gardła na refrenie, a nasze stopy najwyraźniej nie chciały znać grawitacji. To wykonanie poprzedziło przesłanie: jeśli robisz coś, czego nie czujesz – przestań. Tyle w temacie.

Zauważyłam, że w muzyce Clock Machine albo się rozpływam, albo jestem zelektryzowana. Te dwa wrażenia najczęściej i najmocniej towarzyszą mi w kilkuletniej przygodzie z twórczością tej krakowskiej grupy. W sensualnej jak płynny jedwab piosence Only Water chłopaki przenieśli mnie do gęstego, dźwiękowego jeziora, którego głębia totalnie mnie wciągała. A wokół tego pływające słowa: Anytime you fall / I will help you stand / Together’s better / Together we are best

Po energicznym powrocie do przeszłości przyszła pora na chwile głębszej refleksji. Igor wyjawił, że Z Tobą lżej to utwór z płyty Prognozy, z którym utożsamia się najbardziej. Nadchodzące przepiękne, kilkuminutowe, muzyczne doznanie poprzedziły rozmyślenia o relacjach. O związkach z ludźmi, które w życiu są nieuniknione. Potrzebujemy innych. Inni potrzebują nas. Żeby po prostu było nam wszystkim… „jakby lżej”. Już od pierwszych taktów utworu moja dusza zaczęła się rozlewać, moje serce topniało, a mój umysł totalnie się rozpłynął. Delikatne i subtelne gitara z perkusją Kuby i Piotrka wraz z niebywałymi wokalami Igora i Konrada – mogłabym tak dryfować bez końca… Mając w głowie słowa Igo: „Człowiek nie jest w stanie żyć sam”.

Niemożliwym byłoby, żeby na sali znajdowała się chociaż jedna osoba bez własnych, prywatnych problemów, rozterek czy różnego rodzaju bagażów emocjonalnych. Najbardziej dotknęła mnie przedmowa do kolejnej piosenki z tego albumu, a mianowicie do Podniosę się. Na pewno każdy kiedyś był w dole emocjonalnym, na samym dnie głębokiej emocjonalnej studni, gdzie wydawało się, że nie ma ratunku. Jednak wyjście zawsze jakieś jest. Jeśli nie widzisz ratunku nigdzie dookoła, poszukaj go w sobie. Znajdź go w swojej głębi, wydrzyj go stamtąd i podnoś się. Cytując Igo: „Ty jesteś światem i świat jest tobą”. Problemy, ciężary, przeszkody nie znikną – były, są i będą. Najistotniejsze jest, żeby zawsze się podnosić. „Jeżeli w waszym życiu będzie kiedyś łatwo, to znaczy, że nie żyjecie” – Igor Walaszek, Lublin, 9.11.2019.

Nogi mi się ugięły, gdy usłyszałam pierwsze dźwięki piosenki, która sprawiła, że zakochałam się w muzyce Clock Machine. Gdzieś w środku miałam nadzieję, że usłyszę ją na żywo, ale jakoś bardzo na to nie liczyłam. Kiedy Bije dzwon rozbrzmiał na gitarze pod palcami Kuby Wojtasa, Igor Walaszek wszedł ze swoim unikatowym wokalem, a kulminację na perkusji kapitalnie zbudował Piotrek Wykurz, mi nie było potrzebne do szczęścia nic więcej. W oczach miałam łzy, a na skórze ciarki, kiedy Igo głosem rozdzierał powietrze w Studio. Dziękuję…

Niezwykle poruszająca i mocna historia kryje się za piosenką My Brother (Love), a Igor zmiótł mnie emocjonalnym huraganem. W jego głosie nie było żadnych hamulców – całość była tak niszczycielsko piękna, a moje oczy po raz kolejny tego wieczoru napełniły się łzami.

W trakcie koncertu swoją najnowszą twórczość zaprezentował zespół kidei (w składzie: Konrad Nikiel, Piotr Wykurz i Kuba Wojtas) piosenką Legit strój oraz Koko Die, czyli Konrad Nikiel, z utworem Wino w krew. Tak oto tworzy się wartościowa polska scena muzyczna!

Sobotnie wydarzenie w Radiu Lublin pod wodzą Clock Machine nie było zwyczajnym koncertem. To, co zadziało się podczas tego spotkania, ciężko jest ubrać w słowa. Jeśli próbowałabym w jakiś sposób opisać ten wieczór, określiłabym go jako… zachwycająca galeria muzyczna z elementami spektaklu o charakterze terapeutycznym w bezpiecznej, przyjacielskiej atmosferze. Jestem pod wrażeniem relacji chłopaków między sobą na scenie – sposób, w jaki porozumiewają się bez słów, wystarczą spojrzenia – oraz relacji chłopaków z publicznością – otwarci, sympatyczni, emanujący przepiękną, ciepłą, pełną miłości energią.

Każdy z nich pozostawił nam indywidualne przesłanie od siebie:

Urokliwy Piotr (perkusja) – „Dzielcie się miłością!”

Urzekający Konrad (bas, wokal) – „Pijcie dużo wody!”

Intrygujący Kuba (gitara) – czasem freestyle to najlepsze, co może być

Czarujący Igor (wokal) – „Miejcie odwagę!”

Ostatnim utworem wykonanym dla lubelskiej publiczności był magnetyczny kawałek Sense of Space, który wprawia w ruch każdą komórkę ciała. Po nim na pożegnanie rozbrzmiał z głośników ważny dla chłopaków hit Charles & Eddie Would I Lie to You, podczas którego Piotrek, Kuba, Igor i Konrad zaczęli tańczyć po całej scenie i śpiewać razem z nami wszystkimi.

Koncert Clock Machine to bez wątpienia najlepsze muzyczne doświadczenie w moim życiu. Jestem niewiarygodnie wdzięczna za to spotkanie, za wypowiedziane i wyśpiewane słowa, za wywalone emocje, za otwartość, za talent chłopaków i za ich niesamowitą energię. Kapitalny wieczór, obfitujący nie tylko w fenomenalną muzykę, ale również dający sporo do myślenia, pozostawiający w człowieku poruszone struny, o których nawet nie miało się pojęcia, że gdzieś w środku takie głębokie levele się posiada. To po prostu trzeba przeżyć.

Igor, Konrad, Kuba, Piotrek – róbcie, co robicie, bo robicie to przepięknie. Raz jeszcze: dziękuję.

(Visited 24 times, 1 visits today)
Tagi: , , , , , , Last modified: 11 listopada, 2019
Close
%d bloggers like this: