Strona w trakcie Redesignu.

Autor: 12:00 am DZIAŁ PUBLICYSTYKA, Recenzje

MaRina – On My Way (2017), recenzja Kuby Jeznacha

Minęło prawie 6 lat od legendarnego Hard Beat. Teraz po długiej przerwie i ciężkiej drodze do sukcesu, wraca z On My Way.

MaRina mimo, że kazała na siebie czekać, miała ku temu powody. W maju 2014 roku artystka przeszła operację krtani i nie mogła śpiewać wyższych partii. Po operacji, 2 tygodnie nie mogła się odezwać. Jednak skupmy się na albumie. On My Way to tylko lub aż 10 niezwykłych utworów w dużej mierze house oraz r&b.

Na albumie nie ma stricte komercyjnych lub szybkich numerów. Cała płyta jest utrzymana w wolnym tempie. W kwietniu 2016 roku został wydany pierwszy singiel On My Wa„. Utwór opowiada o tym, jak Łuczenko wie, dokąd zmierza, zna swoja życiową drogę.

28 września odbyła się premiera singla Takin’ ya rock out. Tydzień wcześniej można było to przesłuchać ekskluzywnie w serwisie streamingowym TIDAL. Piosenka jest chwytliwa, lecz jest utrzymana w dystyngowanym tempie podobnie jak reszta utworów. Jako singiel promocyjny zostało wydane Hiding in the water zaś autorem tekstu do piosenki I do jest mąż Mariny – Wojciech Szczęsny.

M.I.A -mój ulubieniec- jest utworem zmysłowym. Modyfikacje oraz różne tonacje głosu Łuczenko sprawiają piosenkę na skalę światową. W utworach Sin, Complete lub How dare you słyszymy wciągający house z anielskim głosem Mariny.

Łuczenko-Szczęsna nad albumem pracowała dwa lata. Jeżeli mamy szukać różnic między jej pierwszym krążkiem a On My Way to mamy ich dwie. Po pierwsze, język angielski artystki zmienił się o 180° oczywiście na lepsze. Po drugie album nie jest komercyjny jak poprzednik, tylko zawiera bardziej osobiste kawałki.

Piosenkarka stwierdziła, że album jest dla niej, dla rodziny, dla znajomych, wiernych fanów, a nie do osób, które z góry przekreślili ją grubą krechą. Nie kierujcie się opiniami innych osób, lecz sami przekonajcie się i przesłuchajcie album.

(Visited 23 times, 1 visits today)
Tagi: , , Last modified: 21 listopada, 2017
Close