W piątek premierę miała trzecia płyta Kasi Lins „Moja Wina” . Z tej okazji przygotowaliśmy dla Was wywiad z wokalistką.
Czego artystycznie oraz jako człowiekowi brakuje Ci w obecnej sytuacji?
Nie będę oryginalna. Na pewno koncertów. Odczuwam ten brak zarówno psychicznie, jak i cieleśnie. Koncerty i spotkania z publicznością pozwalają wyzwolić emocje, dla których obecnie nie ma ujścia.
Co dał Ci Twój dawny udział w „X – Factorze”?
Przede wszystkim uświadomił, że to nie jest dla mnie. Pozwolił iść swoją drogą, z dala od blichtru.
Twój pierwszy album został wydany tylko za granicą. Dlaczego tak się stało i czy planujesz jakieś kolejne projekty poza Polską?
Dziś piszę po polsku. To jest kluczowe. Pewnie wrócę jeszcze do angielszczyzny, ale tym razem nie miałam takiej potrzeby. Stąd też praca z wytwórnią w Polsce.
Czy płyta „Moja Wina” jest kontynuacją „Wiersza ostatniego” czy może zupełnie nowym rozdziałem w Twojej twórczości?
To nowy rozdział, może nawet kompletnie inny. Zresztą każda płyta jest nowym rozdziałem twórczości…
O czym opowiada?
„Moja wina” to wszystkie moje lęki, pragnienia, niepokoje, miłości, wzloty i upadki. Całe spektrum rozchwiania.
Skąd czerpałaś inspiracje? Ze swoich przeżyć, obserwacji czy mamy do czynienia z fikcją literacką?
Sama jestem sobie inspiracją, a że jestem ulepiona z rzeczy, które obserwuję, byłaby to zapewne bardzo długa lista nazw i nazwisk.
Jak wyglądał cały proces twórczy płyty? Można się spodziewać, że wiadome okoliczności go skomplikowały.
Dosyć klasycznie i po bożemu, powiedziałabym. Wspólnie z Karolem Łakomcem napisaliśmy piosenki, zaaranżowaliśmy je, przygotowaliśmy pod pracę producencką. Następnie wkroczył Daniel Walczak i razem z nim stworzyliśmy wspaniały zespół, nakręcony wspólnym celem. Chyba podobnie te piosenki słyszeliśmy. Daniel jest świetnym i bardzo precyzyjnym producentem.
W „Rób tak dalej” śpiewasz o niezaspokojeniu, pogoni za jakimś celem. Za czym gonisz aktualnie?
To bardzo świeża piosenka, więc cały czas aktualna. Zawsze za czymś goniłam, boje się spełnienia i tego, ze w pewnym momencie gonić przestane. Praca artystyczna polega na tym by szukać i wciąż czuć niespełnienie.
Jakie emocje chcesz wywoływać swoją muzyką?
Nieważne jakie, chce je po prostu wzbudzać. Jeśli je wywołam, to znaczy, że warto było.
Czy masz jakiś swój ulubiony utwór na nowej płycie
Jest kilka takich utworów. Wydaje mi się, że dla mnie najważniejsze są: „Moja wina” czyli pierwszy utwór jaki napisałam na tę płytę i „Morze Czerwone”.
Dlaczego są one szczególnie ważne?
Czasem po prostu czujemy, że coś nam jest najbardziej bliskie. To były piosenki, których najbardziej potrzebowałam. Potrzebowałam opowiedzieć te historie.
Ile zajęło Ci stworzenie całej płyty?
Zaczęłam pisać płytę na początku zeszłego roku, a skończyłam ją pisać już na etapie rejestrowania niektórych partii. Powstawała przez około rok. Całkiem niezły wynik.
W „Końcu świata” śpiewasz o tym, co Cię irytuje. Czy coś byś zmieniła lub dodała dzisiaj?
Nie. Ten tekst odnalazł się według mnie bardzo w dzisiejszej rzeczywistości. Kiedy go pisałam być może nie miał takiej mocy, jaką ma dziś. W ogóle w żadnej piosence nic bym nie zmieniała. Nawet nie dlatego, że jestem zadowolona z nich na 200%, a dlatego, że jest to zamknięty etap. One powstały, zostały zarejestrowane. Jeśli chciałabym coś zmienić to być może posłużę się tą wiedzą w przyszłości, nagrywając kolejny album.
Na pewno w ostatnim czasie głośna jest sprawa radiowej Trójki. Co myślisz o niej jako artysta, ale też z ludzkiego punktu widzenia?
Tak. Nie chciałabym już rozwijać bardzo tego tematu, bo wydaje mi się, że każdy artysta ma podobne odczucia w związku z tą żenującą sytuacją. Wszyscy czujemy złość.