Gdy w 2015 roku, brytyjska grupa Nothing But Thieves wypuściła swój debiutancki album, fani alternatywnego rocka oszaleli na jej punkcie. Utrzymany w prostocie krążek, zatytułowany po prostu Nothing But Thieves, zdobył liczne grono fanów. Zaledwie po dwóch latach, na półkach sklepowych powitaliśmy drugie wydawnictwo bandu. Czy płyta Broken Machine powtórzyła sukces poprzedniej?
Według mnie, zdecydowanie tak! Wokalista Conor Mason doskonale wykorzystuje potencjał swojego talentu. Balansuje między niskimi oraz wysokimi tonami – na przemian szepcze i krzyczy. Śpiewa powoli, by po chwili agresywnie podkręcić tempo! W efekcie, album zwraca uwagę swoją różnorodnością, będąc jednocześnie bardzo spójnym. Słuchacza z całą pewnością przyciąga promujący album singiel Amsterdam. Świetny kawałek błyskawicznie wpada w ucho i długo nie daje o sobie zapomnieć. Poprzedza go równie wyśmienity utwór I Was Just A Kid – doskonale wprowadza w atmosferę krążka.
Album przepełniony jest dynamicznymi nutami z lekko agresywnym, mocnym brzmieniem – perełkami dla lubujących się w gitarowych riffach są takie utwory, jak Get Better, wściekłe Reset Me czy ciekawe melodycznie Number 13. Fani subtelnych, rockowych ballad również nie będą zawiedzeni! Zaskakująca końcówką ballada Sorry, przepełniona niechęcią do samego siebie Soda czy odwołująca się do problemów uzależnionych osób Particles zaspokoi ich oczekiwania. Wiodącą siłą albumu są bardzo przemyślane teksty piosenek, przemawiające do wyobraźni młodych odbiorców. Wielu z nich, zwłaszcza tych zmagających się z okresem buntu, z łatwością utożsami się z którąś z nich.
Bas, gitara, perkusja… Każdy członek zespołu odwalił kawał porządnej roboty, tworząc krążek, który na stałe pozostanie w kanonie alternatywnego rocka. Nie mogło zabraknąć na nim również hymnu idealnego dla młodzieży – eksperymentalnego Live Like Animals. Rapowane zwrotki okazały się w tym przypadku strzałem w dziesiątkę. Wyróżnia to utwór na tle innych nut albumu, zwracając szczególne znaczenie na przesłanie. A jest ono niebanalne, bowiem odwołuje się do obecnej sytuacji politycznej, krytykuje manipulacje stosowane przez stacje telewizyjne Wachlarz emocji – smutek, wściekłość, nienawiść, rezygnacja, ale i chęć walki – to wszystko znajdziemy w umyśle tytułowej Zepsutej Maszyny. Młody zespół odważnie sięga po kontrowersyjne i ciężkie tematy, skłaniając odbiorcę do refleksji.
Jest to płyta szybka w słuchaniu, która błyskawicznie wciąga i nie daje o sobie zapomnieć. Całość zapakowano w doskonałą oprawę graficzną. Różni się ona w przypadku wersji podstawowej i rozszerzonej. W tej pierwszej mamy do czynienia z białą, długowłosą kobietą, której ciało przecinają kruszące ją blizny. Natomiast wersję deluxe utrzymana jest w mrocznej estetyce – wciąż zachowano główny zamysł okładki, również mamy do czynienia z postacią kobiety, jednak tym razem wybrano ciemnoskórą niewiastę. Estetyka okładki pozostaje niezmieniona. Myślę, że każdy fan rocka alternatywnego powinien sięgnąć po ten krążek. Nie będzie zawiedziony!