21 listopada 2016 odbył się koncert formacji M83. Poniżej krótka relacja z tego wydarzenia.
M83 to francuska formacja grająca spektrum gatunków elektronicznych z elementami indie rocka, indie popu, shoegaze’u, dream, electro popu. Dźwięki syntezatorów, wypełnione po brzegi mieszanką tych gatunków, emocjami, pozytywnym myśleniem i niekwestionowaną nadzieją sprawiały, że dusze słuchaczy M83 z debiutanckich lat ich działalności 2001 (krążek M83), 2003 (Dead Cities, Red Seas & Lost Ghosts) były pełne ciepła i optymizmu, a utwór We Own The Sky najlepiej to kwituje.
Po fenomenalnym koncercie na Openerze M83 uraczyło nas wspaniałą wiadomością na koniec wakacji. Francuzi wracają do nas z koncertem klubowym! Koncert Open’era 2016 zapadnie mi na długo w pamięci za sprawą niesamowitego show laserami, jednak zabrakło mi dwóch elementów – Wait oraz Oblivion. Czy można wyobrazić sobie coś wspanialszego od klubowego koncertu M83? Formacji stworzonej, aby dawać takie koncerty.
Sama myśl i nadzieja na usłyszenie moich wyczekiwanych niezagranych utworów z Openera w tak wąskim gronie, jak stodoła przyprawiała mnie o ciarki. Zmiana miejsca koncertu była dla mnie jak najbardziej pozytywną informacją! Stodoła jest klimatycznym, wprost idealnym miejscem na klubowy koncert.
#22:00 Początek, ach co to był za początek nietypowa godzina, magiczna godzina /nietypowo M83 zaplanowani byli na 22, zazwyczaj gwiazda wieczoru wychodzi o standardowej, można rzec 21, jednak nie M83! Łamiemy stereotypy, więcej klimatu, późniejsza pora to czas na Midnight City.
M83 wprowadziło nas w świat elektroniki i magii swoim dynamicznym, zrywnym Reunion, by przejść dalej do swojego ostatniego jednego z największych hitów z nowej płyty Junk – Do It Try it. Nie myliłem się. Stodoła od pierwszych dźwięków oszalała. Co tam się działo, oj warto było być w II rzędzie, by czuć ten tłum. Coś wspaniałego! Następne Stefan McQueen tak wyraziście oddające styl eMejtythree i końcowe Just Waiting, Just Waiting, oddające w pełni nasze oczekiwanie na wspaniały set!
I nasze czekanie poprzedzone wołaniem Just Waiting zostaje nagrodzone hymnem We Own The Sky. Tej nocy niebo nad Warszawą należało tylko i wyłącznie do fanów szajki M83! Moją uwagę przykuł ważny element M83 a mowa o gitarzyście, Jordan Lawlor, który wykonując marzycielskie Walkway Blues wprowadził nas w swój mały intymny muzyczny, elektroniczny świat. Warto. Dla samych ruchów Jordana na scenie oj warto! Feeling, wyczucie muzyczne, dokładnie czuje przepływ krwi w naszych ciałach i dostosowuje szarpnięcia gitary do naszego pulsu. Przyszedł czas na Road Blaster i naszą podróż po drodze mlecznej z saksofonistą M83, Joe Marcelem Berry’m. Można rzec, dokonał czegoś niesamowitego, przeniósł mocno Jazzowy, klasyczny saksofon w elektroniczny, dreampopowy świat Anthony’ego Gonzaleza.
Utwór Sitting pochodzący z 2001 debiutanckiego albumu M83 – M83, który ma niezwykle dobrą energię podczas koncertu, sprawia czystą radość słuchania, nie spodziewałem się tak miłego zaskoczenia. Stonowane połączenie elektroniki, rocka i shoegaze’u – czyli podgatunek indie rocka, alternatywnego rocka oraz elementów muzyki neopsychodelicznej. Kwintesencja muzyki M83, czyli energetyczna elektronika, z marzycielskim neopsychodelicznym pierwiastkiem z elementami rocka alternatywnego, old good M83, we can say. Tak brzmi definicja M83, ale nie jestem tu od definiowania czegokolwiek, więc spieszmy się, marzymy dalej i moje ukochane Wait.
Francuzi wydarli z naszych gardeł Noooo Timeeeeeee!!! I to niejeden raz. #worthwait. Przepiękna ballada spełniła moje marzenie. To są chwile warte czekania. Jednak nic nie zapowiadało katastrofy na kolejnym utworze, na który czekałem tak samo mocno. Oblivion, które zaskoczyło WSZYSTKICH i to dosłownie. Tłumaczenie tytułu (oblivion – z ang. zapomnienie, niepamięć) prześmiewczo stało się czymś strasznym, gdyż jedynej Pani w gronie męskiego M83, Mai Lan po prostu wysiadł mikrofon. I z naszej perspektywy wyglądało to dość koszmarnie, gdyż monumentalny początek utworu, rozrywany wokalem, w tym momencie nie był w żaden sposób wzbogacany… W tle dało się słyszeć jedynie subtelny półplayback. Pod koniec utworu Mai odzyskała głos. Prosiliśmy, aby zaśpiewali jeszcze raz Oblivion, jednak Anthony powiedział, że mają problemy techniczne i żebyśmy dali im 10 minut.
Po tym czasie już wszystko było w porządku, jednak Oblivion nie zagrali drugi raz. Nastąpił czas ery Junk! Dalsze utwory należały do czerwonowłosej Mai Lan, skradła show utworami Bibi the dog, syntezatory, język francuski, a na koniec wspólne odliczanie w Go!
ODLICZAMY… 3… 2… 1…
I BANG!
HURRY UP WE’RE DREAMING