Bovska – pod tym pseudonimem kryje się Magda Grabowska-Wacławek. Warszawianka jest absolwentką Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina oraz stołecznej ASP. Zadebiutowała albumem „Kaktus”, który przyniósł jej nominacje do dwóch prestiżowych nagród. Niedawno też ukazał się jej drugi studyjny krążek pt. „Pysk”. Rozmawiamy o muzyce, inspiracjach oraz o udziale w trasie koncertowej „Cydr Lubelski – Spragnieni lata”.
Sylwia Cegieła: Niespełna rok od twojego debiutanckiego albumu pt. „Kaktus” otrzymałaś 2 nominacje do najważniejszych polskich nagród MTV i Fryderyków. Co to dla ciebie oznacza? Czym dla ciebie są nagrody?
Bovska: Nagroda to miła przygoda na drodze, która czasem pomaga pójść dalej. Obie nominacje sprawiły mi ogromną przyjemność, nie ukrywam. Jednak najważniejsze są spotkania z publicznością i dzielenie się muzyka, a także samo tworzenie.
S.C.: Kim jest Bovska zawodowo i prywatnie?
Bovska: Bovska zawodowo i prywatnie to ta sama osoba. Dość wrażliwa na otaczającą rzeczywistość. Na scenie daję z siebie dużo energii i chcę się dzielić otwartością z ludźmi. W domu mam czas, aby pobyć ze sobą i najbliższymi – wyciszyć się, co nie przychodzi mi łatwo.
S.C.: Jak zaczęła się twoja przygoda z muzyką?
Bovska: Przygodę z muzyką zaczęłam już w szkole podstawowej. Rodzice – widząc moje zamiłowanie do śpiewania i tańczenia, postanowili posłać mnie do szkoły muzycznej. Żadne z nich nie jest muzykiem, ale w dzielnicy, w której mieszkałam szkoła była tak wielka, że trzeba było chodzić do niej na dwie zmiany. Szkoła muzyczna okazała się być rozwiązaniem i początkiem mojej drogi. Potem były kolejne stopnie szkoły muzycznej, a na końcu Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina. Szkoła to jedno, a muzyczne pasje i idole to drugie. Zasłuchiwałam się od Michaela Jacksona, po Nirvanę.
S.C.: Piosenki, które wykonujesz nie są łatwe w odbiorze. Skąd czerpiesz inspiracje? O czym śpiewasz?
Bovska: Śpiewam o świecie, który mnie otacza. Teksty lubię pisać w drodze, ale czasem po prostu siadam i działam. Robię. Śpiewam, wymyślam, nagrywam swoje pomysły na dyktafon. W moich piosenkach jest dużo o miłości, o samotności, trudnych stanach duszy, ale i stanach euforycznych. Czasem super wesoło, a przede wszystkim bardzo rytmicznie. Komponując z Jasiem, czerpiemy inspiracje z bardzo wielu muzycznych światów i przeplatamy je ze sobą.
Sadzę, że tworzymy własny język piosenki. Charakterystyczną jakość oraz brzmienie. I z tego jestem dumna.
S.C.: W twojej twórczości dużo jest elektroniki, syntezatorów. Nie jesteś typową artystką popową nastawioną głównie na popularność. Nie pragniesz jej? Czy czujesz, że – będąc popularną piosenkarką – mogłabyś zyskać coś więcej?
Bovska: Muzykę robi się dla siebie i dla radości muzykowania, a nie dla popularności. Popularność to coś towarzyszącego. Słuchacz jest potrzebny, bo to dzięki niemu mogę koncertować. Bo istotą muzyki w pewnym momencie staje się dzielenie. Cieszę się, że moje piosenki znalazły swoją publiczność. Jednocześnie wiem, że przede mną jeszcze nie jedna nowa płyta. Taką przynajmniej mam nadzieję. Pisanie piosenek i koncertowanie daje mi wielką przyjemność. Robienie w życiu tego, co się kocha to ogromna wartość! Warto ryzykować (śmiech).
S.C.: Czym jest dla ciebie muzyka? Co dla ciebie oznacza? Jakie możliwości ci daje?
Bovska: Muzyka jest czymś, co towarzyszy mi od zawsze. Ale teraz, gdy nagrałam „Kaktusa” i „Pysk” mam z niej największą radość i jest to też mój sposób na życie. Trochę tułaczy, bo często w podróży, ale to też sprawia mi przyjemność. Radością jest dla mnie granie z moimi muzykami na scenie i spotkania ze słuchaczami po koncertach.
Jak się okazuje, muzyka daje mi też możliwość na zwiedzanie świata – ostatnio graliśmy dwa koncerty w Japonii. To była niesamowita przygoda. Daje mi też możliwość mówienia o rzeczach ważnych. Cieszę się, słysząc, że moje piosenki i teksty pomagają lub zmieniają coś w czyimś życiu. To bardzo miłe i daje power w trudniejszych momentach.
S.C.: Czego słuchasz podczas jazdy samochodem, w domu czy kiedy chcesz się zrelaksować?
Bovska: Mam swoje playlisty na Spotify. Słucham sporo muzyki z głębokim beatem i basem, dużo męskich wokali i nagrań orkiestrowych łączących szeroko rozumiany pop z orkiestrą. Sięgam do hip-hopu, popu, elektroniki i klasyki. Ostatnio zakochałam się w nagraniu Woodkid’a z Son Lux – „Live in Montreux”. Zapętlam na YT.
S.C.: Wystąpisz w kolejnej edycji trasy koncertowej Cydr Lubelski Spragnieni Lata dla muzyków alternatywnych. Co to znaczy grać bez filtra – jest to hasło tegorocznej trasy.
Bovska: Grać bez filtra to znaczy grać bez ograniczeń i z dziką energią, z prawdą na scenie. Nie żałować energii i beatu. U nas będzie totalny power! Już nie mogę doczekać się koncertów.
S.C.: Jak nazwiesz gatunek muzyczny, który grasz?
Bovska: Moja muzyka mieści się w kategorii pop, ale stylistyki się mieszają. Jest i elektronicznie i bardzo rytmicznie. Czasem melancholijnie. Łączy to wszystko po prostu głos i teksty. Ktoś napisał w komentarzu, że to artpop – lubię to określenie. Pasuje do mnie. A w komentarzu do piosenki pt. „Autoreset” przeczytałam psychoelektro – rzeczywiście, to do niej też świetnie pasuje. Ile ludzi, tyle nazw i wrażeń.
S.C.: Gdzie, oprócz wspomnianej trasy koncertowej, możemy cię jeszcze usłyszeć?
Bovska: Na jesień planujemy trasę koncertową dedykowaną płycie „Pysk”, czyli moim drugim krążku. Jednak, zanim to nastąpi, z okazji lata odwiedzimy wiele polskich miast m.in. zagramy na Europejskim Stadionie Kultury czy Olsztyn Green Festival. Po szczegóły zapraszam na Facebooka, bo jest tych koncertów na prawdę dużo.
S.C.: Z pewnością twoi fani będą zainteresowani i przybędą tłumnie. Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Sylwia Cegieła